Janusz Korwin-Mikke: Dlaczego 11 listopada budzi mój sprzeciw?

Tekst pochodzi z profilu Pana Janusza Korwin-Mikkego na X. Wpisy w tym serwisie szybko giną pod naporem kolejnych, będąc trudnymi do znalezienia, stąd przedruk na moim blogu.

https://twitter.com/jkmmikke/status/1855723555029405973

Spotykamy się o 13.00 pod CePeLią – ale tu obszerne wyjaśnienie, dlaczego zwalczam święto 11 listopada.

Kochani – pozwólcie sobie powiedzieć: jesteście ciemni jak tabaka w rogu. Nie znacie historii Anglii, Niemiec, Rosji – ale przede wszystkim Polski, której historia jest przez Lewicę świadomie od lat zakłamywana. Najprostsze fakty z historii budzą Wasz sprzeciw – bo są całkowicie sprzeczne z tym, co piszą podręczniki – nie tylko szkolne. Lewica zna hasło z „1984”: „Kto panuje nad Teraźniejszością, panuje nad Przeszłością; kto panuje nad Przeszłością, panuje nad Przyszłością” – i pracowicie fałszuje historię.

Dam przykład drobny, ale niesłychanie charakterystyczny. 90% polskiej szlachty popierało Liberum Veto – do tego stopnia, że zostało ono jeszcze rozszerzone! Ale czy znacie choć jedno nazwisko, choć jeden pamflet broniący Liberum Veto? Nie, znacie wyłącznie pisma postępowych d***kratów, zwalczających Liberum Veto.

Ciekawe – nieprawda-ż?

W grudniu 1991 napisałem, wydany w 1992, pamflet „Zastanawiająca tęsknota” , którego teza była prosta: gdy ludzie przestana wierzyć w Lenina, Stalina, Trockiego, Röhma, Hitlera, Gomułkę, Gierka, Žižka, Michnika czy Mitterranda – to Lewica odbuduje socjalizm pod sztandarem Piłsudskiego – który to sztandar jest już odkurzany i czyszczony.

Jednym z fragmentów tej odnowy jest świętowanie 11 listopada – dnia, w którym Polacy przekazali władze pewnemu socjaliście.

Prof. Andrzej Chwalba: „Zaskakujące jest to, że tę manifestację przygotowują ludzie, którzy uważają się za kontynuatorów przedwojennego obozu narodowego. A przecież endecja, wszechpolacy czy Obóz Narodowo-Radykalny uważały 11 listopada za paskudną datę, bo będącą symbolem zawłaszczania państwa przez sanację”.( dzieje.pl/aktualnosci/pr…)

Powiedzmy jasno: bardzo wielu Polaków walczyło o niepodległość z porywu serca lub z powodu konkretnych urazów zadawanych polskości przez zaborców. Jednak zawodowi politycy (nie tylko w Polsce: w zasadzie wszędzie!) walcząc o „niepodległość” walczyli o to, by móc na Polaków nakładać podatki i samodzielnie je wydawać i rozkradać.

Dowód:

Dlaczego wśród Polaków dążących do niepodległości istniały tylko dwie orientacje: „austriacka” i „rosyjska”; nie było „pruskiej”!! Dlaczego? Przecież swoboda Polaków i ich poziom życia najwyższy był w zaborze pruskim!

Największą popularność miała opcja „austriacka”. Dlaczego??? Przecież poziom życia w Królestwie „Golicji i Głodomerii” był zdecydowanie najniższy!? A dlaczego był najniższy – i dlaczego ludność tych terenów albo emigrowała do USA (równo: Polacy, Ukraińcy i Żydzi…) albo zapisywała się do partyj komunistycznych lub socjalistycznych?

Dlatego, że dobry cesarz, śp.Franciszek Józef, pozwolił w Królestwie Galicji i Lodomerii rządzić Polakom. I to Polacy nakładali te podatki – a były to podatki wręcz niesłychanie, jak na owe czasy, wysokie: 12,5% – a potem je marnowali i rozkradali. Nic dziwnego, że Cesarz do dziś jest tam przez inteligentów wręcz uwielbiany!

Ale, co ciekawe: miejscowi konserwatyści, przyjrzawszy się programowi śp.Józefa Piłsudskiego, ostrzegli, że „jeśli ten wariat dorwie się do władzy, to podatki wzrosną dwukrotnie”. I rzeczywiście; gdy sanacja dorwała się do władzy w 1926, podatki w Polsce wyniosły 25% – i znów były najwyższe na świecie. Stąd bieda przedwojennej Polski, którą obsiadły sanacyjne pasożyty.

To nie było nawet ukrywane. Właśnie przypadkiem wpadłem na wspomnienia śp.Henryka Dobrzańskiego (ps.”mjr.Hubal”), który odmówił śp.gen.Okulickiemu rozwiązania oddziału i przejścia do konspiracji, bo „byłem na zebraniu konspiracji w Kielcach i część tamtejszych oficerów skupia się przede wszystkim na rozgrywkach personalnych, atrakcyjnych posadach w przyszłej, wolnej Polsce, a nie na bieżącej robocie konspiracyjnej” (tropem-hubala.blogspot.com/2018/03/oddzia…).

Proszę to dobrze zrozumieć – przed potępieniem. Otóż ludzi gotowych walczyć i ryzykować dla samej idei jest niewielu. Większość kalkuluje. I proszę postawić się w sytuacji takiego np. Piłsudskiego. Gdyby założył partię konserwatywno-liberalną, obalił Austriaków, Prusaków i Rosjan – i zdobył władzę; to co mógłby zaoferować swoim dzielnym bojownikom? Nic. A będąc w partii socjalistycznej miał do rozdania między oficerów 50.000 posad państwowych – ale nie tylko! Prostym żołnierzom legionów mógł zaoferować np. koncesje na kiosk z papierosami – ale tylko wtedy, że sprzedaż papierosów nie będzie wolna, lecz koncesjonowana!

Rozumiecie?

Niektórzy twierdzą nawet, że Piłsudski nigdy (poza może młodością) nie był socjalistą – ale by rządzić musiał mieć do rozdawania POSADY – a socjalizm to wspaniały pretekst by tworzyć posady…

W zaborze pruskim żyło się najlepiej, bo podatki tam były najniższe. I urzędników było mało. Co więcej: Prusy to było Rechtsstaat – Państwo Prawa – i np. starosta nie mógł (choć bardzo chciał) wywalić śp.Michała Drzymały z jego ziemi. A dla Polaka Państwo Prawa to wróg: on chciał być na posadzie sobiepanem i szarogęsić się do woli – dla dobra ludności, oczywiście! Czyli przyłączenie Polski do Śląska czy Wielkopolski było dla polskiego opozycjonisty zupełnie nieatrakcyjne.

A odwrotnie – to co innego! W Niepodległej Polsce można było objąć posady nie tylko w Królestwie Polskim i Królestwie Galicji i Lodomerii… Na nieszczęsnych Ślązaków i Wielkopolan najechała czereda Królewiaków i Górali – zajmować państwowe posady – i tworzyć nowe! Już po kilku latach naiwni powstańcy śląscy klęli siebie za to, co zrobili i gotowi byli poprzeć nawet (znów grzesząc naiwnością…) Hitlera – byle wyrwać się ze szponów polskiej biurokracji.

Dlatego z przerażeniem patrzę, jak PiS uwielbia sanację i małpuje jej rozwiązania. Robi to nie ze złej woli, tylko z przekonania, że II RP była wspaniałym, szybko rozwijającym się, potężnym państwem. I nawet katastrofa wrześniowa nie przekonała tych zakutych łbów!!

A ja twierdzę, że dopóki nie zniszczymy mitu Piłsudskiego, nie zdemaskujemy Jego bandytyzmu, Jego tchórzostwa (gdy przed bitwą „warszawską” porzucił armię uznając, że wojna jest przegrana), jego agenturalności (donosił nie tylko Japończykom i Austriakom – był też agentem niemieckiego Sztabu Generalnego), i mordercą ludzi, którzy Mu zawadzali.

Gdy pisałem „Zastanawiającą Tęsknotę” tego wszystkiego o Nim jeszcze nie wiedziałem. Ale przedrukowuję ten pamflet bez zmian.

Janusz Korwin-Mikke

ZASTANAWIAJĄCA TĘSKNOTA

wyd II Warszawa 1983 OFFICYNA LIBERAŁÓW

Tekst niniejszy został napisany “w kawałkach” – między listopadem 1981 – a styczniem 1982. Następnie wydaliśmy go podczas pobytu Szefa w Białołęce – i obecnie przepraszamy za to, że zbierając rzeczone kawałki do kupy pominęliśmy ważny fragment: p.13 paraleli sanacji z socjalizmem realnym. Była to zwykła omyłka – a nie cenzurowanie lub obawa przed zadrażnienia stosunków z wojskiem.

Obecna wersja tekstu, którą otrzymaliśmy 27 grudnia, jest niemal dwukrotnie większa od pierwowzoru i niemal całkowicie przerobiona. Życzymy przyjemnej lektury – i prosimy o uwagi odnośnie nowej techniki druku. Może doczekamy szczęśliwie czasów, gdy stan wojenny zostanie  n a p r a w d ę  zawieszony!

Redakcja

41-08-77

Warszawa

Zastanawiająca tęsknota

Gdy społeczeństwo budzi się z długiego snu po “zimie ludów” – zaczyna gwałtownie poszukiwać w swojej przeszłości politycznych tradycji. Czasem idolem zostaje ludowy polityk, którego pamięć przechowywana jest w chłopskich lub robotniczych legendach – znacznie częściej procesem tworzenia się legendy kieruje inteligencja.

Jest to warstwa powołana między innymi do strzeżenia intelektualnej skarbnicy narodu. Zadanie to spełnia bardzo dobrze. Inaczej nieco dzieje się, gdy z owej skarbnicy trzeba wybrać jeden lub kilka wzorców. Wówczas bierze ona wprawdzie pod uwagę interes narodu – ale podświadomie również swój własny. Nie należy bowiem zapominać, że inteligencja ma też swoje interesy partykularne.

Po sierpniu 1980 takim pośpiesznie odnawianym bożyszczem był Józef Piłsudski. Renowacja tego pomnika była tym łatwiejsza, że – dzięki zwycięstwu nad Bolszewikami – resztki legendy żyły jeszcze społeczeństwie.

W niniejszym tekście nie chcę umniejszać postaci Piłsudskiego: dość już opluskwiania wielkości! Był on dobrym dowódcą, zdolnym strategiem, zręcznym organizatorem i politykiem, psychologiem i taktykiem. Poza dwoma przypadkami nie poruszę w ogóle zagadnień Jego osobowości.

Chcę natomiast przypomnieć i uwypuklić niektóre cechy sanacji – systemu stworzonego przez Piłsudskiego po 1926 roku. Nie jest tu ważny mój osobisty do nich stosunek: zwalczam je namiętnie, ale wcale nie jest wykluczone, że 60 lat temu bym je wysławiał! Obecnie trend ideologiczny zmierza ku liberalizmowi i prawicy – wówczas  ludy dobrowolnie dążyły ku etatyzmowi i lewicy; trudno mieć pretensje do praktycznego polityka, że realizuje to, co jego naród (i większość ludzkości) uważa za słuszne!

Chcę przypomnieć te cechy, by wskazać, jak bardzo rozbieżne są z dążeniem ku wolności, charakterystycznym dla naszej epoki. Sądzę, że nie tylko mnie powrót do modelu sanacyjnego nie zadowoliłby!

Tymczasem zaś nurt post-piłsudczykowski dominował w społeczeństwie – zwolenników jego doktryny można było liczyć na pęczki w PZPR (a nawet w SD i ZSL, choć te dwie partie wyrosły na sprzeczne wobec sanacji) w “SOLIDARNOŚCI”-i zasię był niemal bezkonkurencyjny. Na podstawowe elementy piłsudczyzny powoływały się tak odmienne ugrupowanie jak KSN, KPN, i KSS “KOR”!

Przed wojną głównym konkurentem sanacji była Narodowa Demokracja. Pominę tu wyraźne rozbicie tej formacji po 1925 roku, którego to odpryskiem są rozmaite grupki, z endeckiej ideologii przyjmujące głównie… anty-semityzm; dlaczego jednak nie odrodziła się klasyczna partia ludowo-narodowa? Ostatecznie do obecnej sytuacji geopolitycznej znacznie bardziej pasują recepty endeckie niż SDKPiL-owskie lub PPS-owskie!

Dlaczego więc ta ideologia zwalczana była z taką zaciekłością? Dlaczego psy wieszano na Ryszarda Filipskiego “Zamachu Stanu”, filmie znacznie – moim zdaniem –  lepszym niż “Człowiek z Żelaza”, będący (jak słusznie zauważył recenzent tygodnika “SOLIDARNOŚĆ”) typowym produktem soc-realizmu? Przecież awersja do Romana Dmowskiego części KOR-owców (mam na myśli część pochodzenia żydowskiego) nie wyjaśnia sprawy; przyczyny są o wiele głębsze.

Ich analizę rozpocznę od historii, lecz przed tym uwaga definicyjna: przez “inteligencję” rozumieć będę nie wąską grupę intelektualistów, lecz całość grupy żyjącej z pracy umysłowej i mającej wpojone przekonanie, że jest to zajęcie szlachetniejsze, niż praca fizyczna lub groszoróbstwo. “Inteligencja” w tym szerokim sensie to mniej-więcej: intelektualiści + pół-inteligencja + ćwierć-inteligencja; przynależy to zarówno artysta, jak i nauczyciel (obojętne – prywatny, czy na posadzie państwowej) a także przysłowiowa panienka przybijająca mechanicznie stempel na poczcie – pod warunkiem, że woli ubogiego studenta niż tępawego playboya.

Inteligencja nasza wytworzyła się z rodzimej szlachty oraz mieszczaństwa (na ogół niemieckiego bądź żydowskiego pochodzenia). Proces ten zakończył się w XIX wieku – i tu pora na przypomnienie sytuacji w Królestwie Polskim na przełomie wieków. Duszą ruchu niepodległościowego była wówczas inteligencja. Dlaczego?

Sprężyną poruszającą większość ludzi przez większość czasu jest interes materialny. Poszczególne grupy i mniejszości potrafią walczyć o ideały – jednak zwyciężają tylko wówczas, gdy przekonają „decydującą większość”, że ich propozycje są dla niej korzystne.

Otóż według sprawozdania barona Stefana von Ugrona (CK konsula) w samej guberni warszawskiej było parędziesiąt tysięcy urzędników-Rosjan. Jeśli nawet założyć, że wymienione przezeń 40.ooo jest oceną przesadną, to i tak oznacza to – po uzyskaniu niepodległości – wiele tysięcy wolnych etatów dla przymierającej nieraz głodem polskiej inteligencji. Wyjaśnia to przy okazji, dlaczego patriotyczne uniesienia skorelowane były z ciągotami socjalistycznymi, znacznie rzadszymi wśród ludzi dobrze sytuowanych.

Proszę mnie dobrze zrozumieć, bo nie chcę zostać obszargany błotem (co zresztą i tak mnie nie ominie): nie zarzucam nikomu świadomego działania. Być może  n i k t   spośród inteligentów-patriotów o swojej korzyści nie myślał! Od czasu Zygmunta Freuda trzeba jednak brać pod uwagę podświadomość! Ona właśnie kieruje wieloma naszymi decyzjami  i potrafi uwzględniać czynniki, do działania których nie chcielibyśmy się otwarcie przyznać, nawet sami przed sobą.

Jeśli polski student, kupiec, przemysłowiec (a w znacznie mniejszym stopniu robotnik lub chłop albo ziemianin) bywał często anty-semitą, to nie dlatego że miał to zakodowane w genach; po prostu zwalczał zdolnego konkurenta! Konkurenta, przeciwko któremu łatwo można było zmobilizować poparcie społeczeństwa. Dokładnie takim samym konkurentem dla polskiego urzędnika był carski czynownik – bodaj jeszcze podatniejszy na ataki subtelnej propagandy.

Dopiero po niewczasie, mógł się polski chłop przekonać, że polski starosta jest mu znacznie mniej przychylny niż carski naczelnik, nie powiązany z polskim dworem. Chociaż – może nie mam racji? Może lud był mimo wszystko mniej wrażliwy na inteligenckie podszepty? Oto raport bezstronnego świadka wkraczania do Królestwa armii „błogosławionej” Austrii, generała-porucznika Ignacego Kordy, dowódcy 7 dyw. kawalerii, z sierpnia 1914: „…ludność zupełnie biernie ustosunkowuje się do wydarzeń. Chłopi i Żydzi pozbawieni są poczucia narodowego, kierują się jedynie interesem materialnym i byli zadowoleni z dawnych stosunków” (cyt. za: “Galicyjska działalność wojskowa Piłsudskiego 1906-1914” str. 630). Wiadomo też – choć polscy historycy usilnie to ukrywają – że opuszczające Warszawę oddziały kozackie żegnane były autentycznymi łzami ludności – nie tylko kucharek; zatroskani byli ziemianie, chłopi, przemysłowcy, kupcy i robotnicy – radowała się inteligencja, przed którą otwierała się szansa wyzyskiwania własnego narodu. Wyzyskiwania w dokładnie taki sam sposób, w jaki biurokracje nowo-powstałych państw Afryki przemieniły dające ponoć olbrzymie zyski kolonizatorom kraje w zadłużone po uszy organizmy.

Choć z całą stanowczością odrzucam zarzut świadomego wyzysku, zdaję sobie sprawę, iż teza ta obruszy na mnie lawinę. A przecież jest ona łatwa do sprawdzenia na wiele sposobów. Np.: dlaczego inteligencja kierowała walką o niepodległość w Kongresówce – a była lojalistyczna w Galicji, choć nędza tej cesarskiej prowincji była przysłowiowa? Ano dlatego, że galicyjska administracja była w rękach polskich!

Po szczęśliwym osiągnięciu celu “Królewiacy i Górale” zawarli sojusz, którego celem była kolonizacja Wielkopolski i Śląska. Dzielnica pruska nie znała dyktatury biurokracji, a w walce z niemczyzną rozwinęła zdrowy, nie oparty na ślepej nienawiści, nacjonalizm. Niechęć Wielkopolan do systemu urzędniczego sobiepaństwa była tak wielka, że od samego początku próbowali postawić tamę zalewowi administracyjnemu (granica celna została zniesiona dopiero w sierpniu 1919), a nawet zamyślali o oderwaniu się od Polski i utworzeniu własnego państwa; powstrzymywała ich od tego jedynie obawa przed wchłonięciem przez Prusy. Odrębność ta nie zanikła szybko: po zamachu majowym pułki wielkopolskie rzuciły się na ratunek rządowi (co uniemożliwili socjalistyczni kolejarze rozkręcając tory); sanacja w tym rejonie nie zdołała nigdy uzyskać pełnego poparcia i wyniki wyborów w Wielkopolsce odbiegały zawsze od krajowych.

Z czasem dopiero zabór pruski zgleichschaltowano (na Śląsku do niszczenia samorządności przyłożył się wojewoda sanacyjny, Michał Grażyński, działający metodami policyjnymi – m.in. w brutalny sposób zaatakował on najwybitniejszego polityka tej dzielnicy, Wojciecha Korfantego) – i dziś ethos Wielkopolski leży w gruzach. Nie zaszkodziły mu – a nawet wzmocniły – kampanie HKT-y  i Kulturkampfu;  zniszczyła go biurokracja polska. Walcząc z obcymi prądami obywatel może bowiem liczyć na moralne wsparcie rodaków – walcząc z dyktaturą urzędniczą naraża się na rozmaite zarzuty: anarchizmu, anty-narodowości- a zwłaszcza anty-państwowości. Aparat dokłada wszelkich wysiłków, by w oczach wszystkich   j e g o   interes utożsamiany był z interesem państwa (pisanego z dużej litery, zazwyczaj).

Dobrze jest, gdy urzędnik wie, iż jego interes leży w utrzymywaniu państwa. Gorzej, jeśli urzędnik jest przekonany, że interes państwa leży w utrzymywaniu jego urzędu. Katastrofa staje się nieunikniona, gdy ten ostatni pogląd uda się biurokratom zaszczepić politykom i całemu społeczeństwu – a zwłaszcza gdy politycy sami mają za sobą urzędniczą karierę.

Niepodległość w 1918 roku nie rozwiązała całkowicie problemu inteligenta. Bojownicy o wolność narodu zajęli wprawdzie rządowe posady zgodnie ze swoimi usługami (ale nie z kwalifikacjami, gdyż umiejętność rzucania granatami, konspirowania się i przemawiania na wiecach jest anty-kwalifikacją dla ministra) – było ich jednak za mało, a poza tym rozmaici nieokrzesani i nieoświeceni chłopi, jak np. Wincenty Witos, uparcie patrzyli im na ręce i domagali się władzy. Rozwiązaniem był paternalizm, zaś środkiem – socjalizm.

Do tego zaś znakomicie nadawał się Józef Piłsudski. Był to stary działacz socjalistyczny – czego zupełnie nie ukrywał i podjąć nie mogę, jak człowiek chcący się nazywać „opozycją anty-socjalistyczną” może zaproponować nazywanie Jego imieniem w gdańskiej stoczni lub innego obiektu!

Powtarzam wielka to postać i powinna mieć setkę pomników. Jednak stawiający je muszą powiedzieć prawdę: krzewimy tradycję socjalistyczną – a nie odwrotnie!

Do uzyskania niepodległości Piłsudski był wybitnym bojownikiem socjalistycznym. Wielu polityków twierdzi dziś: „Tak, ale sam przecież powiedział, że wysiada z socjalizmu na przystanku »Niepodległość«”. Cóż za naiwność! Jedno zdanie na przekreślić całą linię życia, całe ideologiczne życie człowieka; zmienić jego obyczaje, otoczenie i nawyki!

Gdybyż choć po zdobyciu władzy Piłsudski nie tylko słowem, lecz i czynem zaprzeczył swojej przyszłości! Ależ skąd! Zaczął od mianowania gabinetu Jędrzeja Moraczewskiego, który „… głosił co prawda hasła socjalistyczne, ale w praktyce nie zawsze je realizował” (Zbigniew Landau, w: „Dzieje Gospodarcze Polski od 1939” s.467). Może i “nie zawsze”, ale: „Było to ustawodawstwo czyniące z Polski najbardziej postępowy kraj na całym świecie” (por. Andrzej Albert, “Najnowsza historia Polski 1918-1939” wydawca “KRĄG” Warszawa 82 s.69/70). Mało? A kto poparł Go w maju 1926? Socjaliści i komuniści, nieprawda-ż?

Zgoda, Piłsudski nie lubił Bolszewików – ale poszczególne odłamy Czerwonych nigdy się nie lubiły, tłukąc się między sobą tym chętniej im bliższy rodowód i duchowe powinowactwo. Chińczycy znacznie ostrzej traktują Sowietów niż Amerykanów… Zgoda też, że socjalizm Piłsudskiego nie wynikał z marksistowskiego doktrynerstwa; był on formą zaprowadzenia elastycznych, paternalistycznych rządów, formą najprzydatniejszą do oszukania mas ludowych. Nie należy zapominać, że ojciec Piłsudskiego był wielkim obszarnikiem zarządzającym swym Zułowem toczka w toczkę tak, jak p.Edward Gierek Polską Ludową, tj.: olbrzymie i marnowane inwestycje, pożyczki, marnotrawstwo i rozrzutność (por. np.; Andrzeja Garlickiego “U źródeł obozu belwederskiego”, PWN ’79, s.13).

Tak więc robotnicy poparli w 1926 roku Piłsudskiego, gdyż wierzyli w socjalizm. Wielu mądrych ludzi dało się na tę bajeczkę złapać – więc trudno im się dziwić. Żydzi poparli gdyż obawiali się endeków – i słusznie. Ale urzędnicy poparli, gdyż obiecał wprowadzić rządy dyrektywne. Sanacja była dokładnym odwróceniem   p r o j e k t u   (bo nie realizacji!) obecnej reformy gospodarczej: odbierano przedsiębiorstwom samodzielność i przekazywano pod kontrolę państwową. Nawet Jędrzejowi Morawieckiemu otwarły się wreszcie oczy i w 1938 roku publicznie stwierdził, że Polska jest na najlepszej drodze do sowietyzacji!

Oczywiście, było to dopiero początek drogi. System dyrygowania przemysłem wprowadzony przez hitleryzm i stalinizm ( „plan doprowadzony do każdego stanowiska pracy”) miał się dopiero rozwinąć. Jednak decydujący krok został już uczyniony wówczas. Pierwsze ssaki też były drobne i niepozorne – nie idzie jednak o rozmiar, lecz o zasadę zjawiska.

Nie pojmuję przeto, jak można twierdzić, że jest się dziedzicem duchowym Piłsudskiego – i jednocześnie krytykować władze PRL za poczynania, które do polskiej praktyki politycznej wprowadził Józef Piłsudski i jego ludzie. Można był zwolennikiem dowolnej doktryny – nie można jednak oszukiwać innych i korumpować słów!

Ponieważ teza o Piłsudskim jako prekursorze gierkowszczyzny szokuje (tylko dlatego, że Polacy zostali odcięci od prawdziwej anty-socjalistycznej publicystyki przez cenzurę – nie tylko państwową; KOR-owska prasa też nie przepuszczała anty-socjalistycznych wypowiedzi) – ilustruję ją kilkunastoma przykładami, dobitnie ukazującymi analogie. Jakież więc zarzuty są (słusznie!)  kierowane pod adresem władz PRL?

1. Brak rzeczywistej demokracji i wolnych wyborów. A kto pierwszy w tym kraju wprowadził oszustwa wyborcze (również w postaci “dosypywania do urn” pożądanych głosów. Kto tyranizował wyborców? Kto wprowadził wybory z list i mianowanie senatorów?

2. Cenzurowanie wolnej myśli. Pardon: kto wprowadził cenzurę? Czy w 1936 roku w Belwederze urzędował Feliks Dzierżyński?

3. Prześladowanie przeciwników politycznych. Istotnie – komuchy nie wysyłają opozycji do Berezy Kartuskiej głównie dlatego, że znajduje się ona już Sowietach. Tej nazwy nie wymyśliła jednak bezbożna propaganda komunistyczna.

4. Pobicie działaczy opozycji przez niezidentyfikowanych sprawców”. Spotkało to w PRL-u wiele osób m.in. Stefana Kisielewskiego i Jacka Kuronia. Oficerowie legionowi bili jednak mocniej niż studenci AWF: Adolf Nowaczyński np. stracił oko – i nie tylko bili: do dziś nie wiemy, gdzie zginął porwany przez nich gen.Zagórski, którego nieszczęściem było, iż wiedział o kontaktach Piłsudskiego z austro-węgierskim wywiadem.

5. Uprawnienie propagandy sukcesu. Czyżby Melchior Wańkowicz nie pisywał peanów na zamówienie sanacji – do czego się przecież przyznał? Pamiętać też należy znakomite hasła: „Silni – Zwarci – Gotowi!” oraz „Nie damy ani guzika”. A co z hasłem: „Cukier krzepi!” – o którego obłudzie za chwilkę?

6. Rabunkowy eksport surowców, zwłaszcza węgla. Jeszcze paręnaście lat temu w szkołach uczono, że był to jeden z najpoważniejszych błędów gospodarczych – właśnie sanacji, która specjalnie np. zaniżała taryfę kolejową dla węgla, by wydawało się, że jego wywóz się opłaca…

7. Dumping (tj. sprzedawanie polskich towarów za granicę poniżej ich wartości, byle zdobyć trochę dewiz). Wobec niewymienialności złotówki trudno porównać rozmiary szaleństwa sanacji i gierkowszczyzny (obciąża to również gen. Jaruzelskiego i nieboszczyka Gomułkę) – ale może taki przykład: cukier przed wojną kosztował w Polsce 1,00-1,40 zł, zaś do Anglii sprzedawano go po… 17 groszy!!! W efekcie dzieci biedoty nie widywały cukru w ogóle!

8. Gigantyzacja i monopolizacja przemysłu. Czyżby przed wojną sanacja wprowadziła – jak w USA – ustawodawstwo anty-monopolowe? Skąd, państwo popierało kartele!

9 – Forsowne uprzemysłowienie na koszt rolnictwa. A kto wymyślił COP? Kto subsydiował ciężki przemysł, obciążając podatkami rolnictwo? W jakiej nędzy żyli chłopi – i jak często bankrutowali ziemianie? Urzędnik państwowy zasię miewał się owszem – nieźle. Co prawda lepiej pracował.

10. Uprzywilejowanie warstwy urzędniczej. Ależ proszę sobie poczytać w przedwojennym “Słowie” publicystykę Stanisława Cata-Mackiewicza (a choćby i wydany w PRL wybór pod tytułem „Kto mnie wołał, czego chciał?” PAX 1972)! Np. o tym, jak to urzędnicy rozbijają się pociągami za pół ceny, podczas gdy wytwarzający produkt robotnik, przemysłowiec lub rzemieślnik płacić musi pełną taryfę

11. Sobiepaństwo dygnitarzy. Cytuję tegoż Mackiewicza “Bo oto jest wiadomo powszechnie, że w lasach państwowych, na równi z płacącymi, poluje także szereg osób zupełnie gratis i nie tylko poluje, ale w czasie polowania je, pije i »zakąsuje«  na konto tegoż funduszu łowieckiego. Jakiż to szereg osób? Otóż tego właśnie w żaden sposób uchwycić się nie da (…) starałem się nawet dowiedzieć od osób kompetentnych, na jakiej oparte jest ustawie, pragmatyce, regulaminie, rozporządzaniu, że dygnitarz X poluje tyle, ile jego myśliwska dusza zapragnie, a równy mu rangą dygnitarz Y ani jednego koziołka! Nic nie można się dowiedzieć. Wszystko jest mgławicowe, nastrojowe, wyczuciowe”. To nie “Kultura” z okresu Odnowy o p.Piotrze Jaroszewiczu w Arłamowie – to wileńskie “Słowo” z 1936 roku.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *