Sztab nie słyszy, a Justynka szydzi
Przyzwyczaili się do posłusznych publicystów nie krytykujących, a chwalących. Ślepych na błędy i inne partyjne słabości. Nadgorliwi atakują każdego, kto odważy się wyrazić niepochlebnie. Tym razem to Justyna Krasowiczowa postanowiła walczyć, po czym... uciekła...
Lukasz Kopczyk

… czyli rzecz o tym, jak obłuda przywdziała szaty ironii i wygłosiła oświadczenie...
- Wytknąłem partii głoszącej katolickie wartości bierność i brak reakcji – usłyszałem w odpowiedzi ironię zamiast refleksji.
- Justyna Krasowiczowa nie odniosła się do meritum, tylko zaatakowała mnie personalnie, zarzucając rzekome „milczenie”.
- Nie jestem członkiem sztabu ani kandydatem. Piszę jako dziennikarz, który ma obowiązek patrzeć władzy na ręce – także „swoim”.
- Przypomniałem, że pani Justyna w czasie lockdownu zarabiała na maseczkach, zachęcała do ich noszenia zamiast szalików.
- Zamiast przyznać się do błędu, partia milczała, potem wydała spóźnione oświadczenia, dziś atakuje tych, którzy zareagowali.
- Fakty wskazują: sztab i prezes byli informowani wcześniej, ale zadziałali dopiero pod naciskiem.
- To nie lider powinien śledzić media, lecz jego otoczenie. Tymczasem to właśnie ono ucieka dziś w ataki i półprawdy.
- Nie zamierzam dawać się szantażować lojalnością. Opisuję to, co widzę.
- Nie przyjmuję roli nadanej mi przez działaczy. Nie jestem funkcjonariuszem ich przekazu, tylko dziennikarzem, publicystą.
- A pani Justynie przypominam: zmiana maseczki na krzyżyk na szyi nie sprawi, że ten święty symbol wiary katolickiej przysłoni nam wszystkim fakty.
ZMIENNA JUSTYNA
Cóż to za czasy nastały, że kiedy dziennikarz bądź publicysta albo nawet zwykły wyborca ośmieli się zwrócić uwagę na brak działania ze strony partii niosącej dumnie na sztandarze katolickie wartości, pierwszą odpowiedzią nie jest skrucha, lecz kpina. Nie wyjaśnienie, ale przytyk. Nie refleksja, a sarkazm!
Pani Justyna Krasowiczowa, jedna z tych, co pierwsze rzędy partii okupują z zapałem godnym lepszej sprawy, raczyła publicznie zareagować na mój felieton, w którym zwróciłem uwagę, iż partia przez nią reprezentowana wykazała się opieszałością oraz iż podjęte jakiekolwiek działania ostatecznie są owocem reakcyj tabloidowych mediów.
Nie treść, nie zarzuty, nie fakty - tych postanowiła nie dostrzec błyskotliwa tropicielka szatana, pani Justyna Krasowiczowa — lecz skomentowała personalnie, a właściwie moje rzekome „milczenie”, jakobym sam miał śledzić romanse, wpisy i dwuznaczne gesty w partii pana posła Grzegorza Brauna.

Otóż nie, Pani Justyno — nie jestem kandydatem, nie jestem szefem kampanii, nie jestem nawet jednym z tych pokornych, pożytecznych dziennikarzy widzących w Pani partii Arkę Przymierza.
Jestem tylko publicystą i dziennikarzem, który napisał felieton — wtedy, gdy już należało nie tylko mówić, ale i dostrzec partyjną stagnację godną strachliwych ludzi. Działacze się nie wychylali, bo ostrożniej milczeć, patrzeć w bok, udając że nic się nie stało, wszak przecież wiec się udał, scena nie runęła, a wódz prawicę komu trzeba - ścisnął.

MASECZKOWA JUSTYNA
Tymczasem pani Justyna Krasowiczowa — prezes oddziału łódzkiego katolickiej partii Konfederacja Korony Polskiej z zawołaniem Ad maiorem Dei gloriam oraz prezes kilku spółek, w tym spółki z ograniczoną odpowiedzialnością zarabiającej na sprzedaży maseczek w czasie covidowego zamordyzmu, później namawiającej do noszenia maseczek zamiast szalików w celu uniknięcia przeziębienia (sic!) — z ironiczną wyższością poucza mnie o tym, że kto staje się strażnikiem moralności, ten już następnego dnia jest jej zakładnikiem.

Niezwykle trafne spostrzeżenie godne wybitnej obserwatorki, ale nim zacznie Pani, Pani Justyno, moralizować innych, co z lubością Pani czyni na X, zachęcam do spojrzenia w lustro bez cyfrowych filtrów używanych przez Panią przesadnie w nagraniach wideo, następnie zaś widząc siebie taką, jaką jest Pani w rzeczywistości, wysłuchać moralizująco-kaznodziejskich przemów prezesa partii albo przeczytać oświadczenie szefa sztabu wyborczego pana posła Włodzimierza Skalika występującego w roli strażnika... moralności. Otóż to! Strażnika moralności!
MORALNOŚĆ NA SZTANDARZE!
Czy to właśnie nie Państwo – jako formacja – uczynili moralność hasłem wyborczym, sztandarem i cepem jednocześnie? Czy nie Pan poseł Braun, u którego Pani służy namiętnie retoryką, z większą jeszcze gorliwością napomina innych?
Kiedy okazuje się, że czas na porządki we własnym domku na swoim podwórku – to już nie moralność, tylko „kpiny”, „naciąganie oraz pomijanie faktów”, ostatecznie wielka nieuczciwość w wykonaniu impulsywnie komentującej pani Justyny
Pani Krasowiczowa zatem nie odpowiada na pytanie o sztabową nieudolność. Nie zaprzecza relacjom, nie wyjaśnia, nie zauważa dwuznacznych komentarzy w Internecie, nie odnosi się do mojego felietonu. Zamiast tego – jak rasowy rzecznik starego rodzaju – niczym Jerzy Urban odwraca uwagę. W stylu: najlepszą obroną jest atak ad personam oraz "a co ty sam zrobiłeś?".
Rzecznik prasowy Urban jednakże wykazywał się inteligencją, a pani Justyna wyłącznie zapałem. Pewna siebie stwierdziła, że oczekiwałbym od prezesa Brauna sprawdzania tabloidów, jak i mediów społecznościowych. Pani Krasowiczowa, pomimo przynależności do tradycjonalistycznej partii z katolicką odezwą, szerzy swoje urojenia, prezentując je jako fakty.
Napiszmy o tym wprost: prezes Braun powinien mieć od tego ludzi, sztab wyborczy, medialny i przede wszystkim zapalczywą panią Krasowiczową. Wspaniała nieformalna rzecznik prasowa KKP nie pomyślała o konsekwencjach swojego komentarza ani o faktach, a te nie są dla niej korzystne.
FAKTY
Otóż partyjna koleżanka p. Krasowiczowej, prezes oddziału warszawskiego partii, oznajmiła iż p. Schreiberowa (in processu causae divortii) obnosiła się wraz z kochankiem na wiecu ich głośnym od wielu godzin wtenczas romansem.

Szefowi sztabu wyborczego - panu posłowi Włodzimierzowi Skalikowi - zadano publicznie pytanie w tej sprawie, a prezes Grzegorz Braun został osobiście poinformowany i ostrzeżony o możliwych konsekwencjach w godzinach południowych, czyli przed wieczornym wiecem (19:30), na którym został zapowiedziany przez tegoż właśnie kochanka p. Schreiberowej (in processu causae divortii).

Natomiast promowany przez partię KKP youtuber Dawid Mysior przed wydanym partyjnym oświadczeniem pisał, że „od wczoraj gryzie się w język” w sprawie - jak mniema - "największego konia trojańskiego w polskiej polityce".

Pani Krasowiczowa twierdzi w odpowiedzi do mnie, że prezes Braun nie ma czasu zapoznawać się z doniesieniami medialnymi. Fakty jednak są inne, jak widać. Nie musi tego robić wcale.
Kandydat na prezydenta nie musi sam przeglądać TikToka, Pudelka, X — tym zajmuje się sztab, a przynajmniej powinien, pani Justyna także. Tylko że ona woli ignorować fakty, byle można było uderzyć w tych, którzy je dostrzegają. Sama natomiast nie stanęła na wysokości zadania, nie uchroniła swojego prezesa ani partii przed skandalem.
W zestawieniu tylko z tymi wybranymi informacjami twierdzenie pani Krasowiczowej, iż poseł Braun jest tak zajęty, że nie ma czasu zapoznawać się z medialnymi doniesieniami o członkach jego własnej partii, jest paradne, może również celowo kłamliwe. Co więcej - stanowi żałosny wybieg!
Kandydat na prezydenta - pragnąc być prezydentem - musi być doskonale poinformowany o tym, co dzieje się również w jego najbliższym otoczeniu. Samemu nikt nie jest w stanie śledzić tak wielu spraw, dlatego pozostaje mu polegać na swoim najbliższym otoczeniu, które nie pierwszy raz zawiodło!
Pani Justyna zaś preferuje obarczyć winą prezesa Brauna de facto, że ten samodzielnie się nie dowiedział o romansie. Wybiera ona przemilczenie niewygodnych informacyj oraz pominięcie obecności sztabu wyborczego, jak i działaczy.
Zauważmy, iż poseł Braun jedynym członkiem partii nie jest! To wszystko zwieńczone ze strony pani Krasowiczowej personalnym atakiem ubogaconym fałszywą troską, prawdziwą kpiną, udawaną sympatią, ponieważ odważyłem się dostrzec jako jedyny (niestety!) oczywistą zwłokę, której wcześniej nikt z komentujących raczył nie zauważać.
USŁUŻNI I POSŁUSZNI
Pani Justyno, nie! Nie przyjmuję tej roli, jaką próbuje mi Pani przypisać. Nie jestem strażnikiem moralności. Jestem obserwatorem, komentatorem. Opisuję to, co widzę. Wskazuję niespójności w Państwa działaniach, spełniając tym samym swój dziennikarski obowiązek.
Przyzwyczaili się Państwo do usłużnych dziennikarzy pełniących funkcję partyjnych bojowników frontu ideologicznego, ale są także i tacy, którzy traktują dziennikarstwo jako misję, woląc mieć w politykach wrogów, aniżeli fałszywych przyjaciół tak długo, dopóki nie ośmielają się ich krytykować.
Partia żądająca od innych cnoty, nie potrafi jej wymagać od własnych działaczy, jeśli media nie podniosą alarmu. Partia potępiająca upolitycznienie dziennikarzy domaga się równocześnie upolitycznienia od dziennikarzy podzielających głoszone przez nią postulaty. To się nie dodaje.
Czy to już nowa strategia sztabowa? Szydzić, zanim zacznie boleć?
Jeśli tak — to gratuluję pani Justynie. Spełniła swój obowiązek. Przykryła brak działania i opieszałość ironią albo przynajmniej się starała.
RZECZNIK PRASOWY
Kilkukrotnie stwierdziłem na X, że p. Krasowiczowa nadawałaby się na rzecznika prasowego partii. Podtrzymuję tę opinię. Świetnie jej wychodzi powtarzanie utartych, zgrabnie sparafrazowanych frazesów; sprytne wtrącanie słówek nie używanych na co dzień, gdyż pragnienie uchodzenia za mądrą jest u pani Justyny wyraźne.
Jednakże improwizację, w tym myślenie, pani Justyna powinna zostawić innym. Nie potrafi bowiem przewidzieć konsekwencyj swoich słów, argumentów drugiej strony. Jeśliby potrafiła formułować celne predykcje, to wykoncypowałaby, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, że napiszę kolejny tekst, w którym przedstawię fakty.
Poleciłbym także panowanie nad impulsywnością, bo potem pani Justynie pozostaje ucieczka po skonfrontowaniu z rzeczową odpowiedzią. Pani Krasowiczowa też kasuje często swoje posty, w których na przykład szyderczo napomina partyjnego kolegę po tym, jak wdał się w romans, ażeby zajął się swoją kochanką, bo ta ośmieliła się wyrazić zdanie niezgodne z wizją pani Krasowiczowej.
Pani Justyno! Zalecam i polecam więcej uczciwości! Proszę też nie próbować ustawiać dziennikarzy, publicystów, wyborców bądź kochanki swojego byłego/obecnego partyjnego kolegi, gdyż takie zachowanie świadczy wyłącznie o tym, że kiedy Pani zasiądzie w sejmowych ławach z partyjnymi kolegami, będzie Pani dążyła do strofowania wszystkich wokół, jak na przykład p. Lichocka oburzona zachowaniem red. Jana Pospieszalskiego, bo ten odważył się zaprosić do programu gości wyrażających opinie sprzeczne z rządową propagandą.
Pragnę również zwrócić szczególną uwagę Czytelników jeszcze raz, że pani Justyna, kpiąc ze mnie, szydzi z pana posła Włodzimierza Skalika, który wydał moralizatorskie oświadczenie zwieńczone moralizującym wezwaniem do opamiętania się.

Więcej rozwagi, więcej powagi, więcej uczciwości, mniej szyderstwa, Pani Justyno, gdyż uderza Pani nie we mnie, a w partię oraz wiceprezesa pełniącego wiele ról, w tym i strażnika moralności w szeregach partyjnych.
Pani Krasowiczowa mogła milczeć, a jeśli już postanowiła komentować, to wypadałoby merytorycznie, wolała jednakże zostać partyjną siepaczką strofującą dziennikarzy. Ma do tego prawo, tak jak ja do wyrażania swojego zdania. Dlatego panią Justynę i rzeszę fanatyków uprasza się o to, ażeby nie próbowali mnie kneblować. To byłoby daremne i trąciłoby dobrze znaną pani Justynie hipokryzją, bo pamiętajmy - narzekanie na brak wolności słowa i domaganie się cenzurowania tych, którzy wyrażają krytykę - jest zdecydowanie przejawem co najmniej niestabilności światopoglądowej.
JUSTYNA POWIE WSZYSTKO?
ORĘDOWNICZKA WIELU SPRAW
Pani Justyna Krasowiczowa zażenowania nie odczuwa, to już wiemy! Zmieniła front maseczkowy na front Grzegorza Brauna. Jeżeli zajdzie potrzeba, ponownie się dostosuje. Niedawno promotorka maseczek w miejsce szalików, dzisiaj zapalczywa obrończyni partii widząca znaki działania szatana w falach radiowych. Niezależnie od sprawy, zaangażowanie u niej ogromne, czym przekonuje wszystkich wokół. To dlatego napomina także partyjnych towarzyszy, powołując się na samego Grzegorza Brauna.
Oddana kapłanka swego proroka zależnie od czasu, miejsca i ... proroka, któremu w danym okresie służy, aczkolwiek zmiana maseczki na krzyżyk na szyi nie sprawi, że ten święty symbol wiary katolickiej przysłoni nam wszystkim fakty.
Teraz - najdrożsi bojownicy, kapłani partii, wierni paladyni - chórem wygłoście credo: "jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem", następnie potępiajcie tych, którzy się nie obawiają waszego jazgotu. Powtarzajcie za posłem Grzegorzem Braunem, że rzecz w tym, aby nie spiłowywać ostrych krawędzi naszych osobowości, po czym usiłujcie sformatować każdego, kto wygłasza votum separatum.
- Nie jestem od poklepywania polityków po plecach. Ich sympatie mnie nie interesują, ich niechęć — nie rusza.
- Nie zginam karku przed partyjnymi szyldami.
- Dziennikarstwo z misją to ryzyko wrogości.
- Nie służę nikomu, kto oczekuje milczenia. Moje pytania są dla wszystkich.
- Nie przepisuję oświadczeń, nie czekam na instrukcje. Sprawdzam. Analizuję. Pytam. Krytykuję.
- Interesuje mnie prawda - nie partyjna propaganda.
- Kwestionować. Podważać. Wyważać.
- Dostrzegam to, czego inni dostrzec nie potrafią bądź nie chcą.
- Niewygodna prawda? Bardzo dobrze!
- Kto się boi, ten jest niewolnikiem.
Rozpocznij dyskusję
Komentowanie dostępne tylko dla subskrybentów. Dołącz do społeczności.
Zarejestruj się