Debata prezydencka - Pierwsze pytanie zdemaskowało słabości intelektualne kandydatów
Pierwsze pytanie debaty prezydenckiej rozbiło kandydatów na czynniki pierwsze: Braun zdemaskował konwencję, Stanowski uderzył w nutę satyry, Hołownia grał na emocjach, a Mentzen wypadł gorzej od sztucznej inteligencji. Kto wyszedł z tego starcia zwycięsko?
Łukasz Kopczyk

Gdy zegar wskazywał 20:03, w studiu telewizyjnym TV Republika rozświetlonym bielą reflektorów naszym oczom – nim kamera była objęła rząd pulpitów – ukazała się red. Gójska nie potrafiąca poprawnie wymawiać litery "r"...
Tak oto okazało się, iż widowisko wyborcze, na które czekaliśmy pięć lat bez względu na to, czy okaże się ekscytujące bądź nudzące, na pewno zapadło w pamięci z powodu irytacji u wielu widzów, chyba że lubicie słuchać kogoś, kto nie umie wypowiedzieć "r" i pracuje w TV Rrrrrrepublika....
Nie artykułowane właściwe "r" przez kogoś, kto wreszcie mógłby ogarnąć tę wadę wymowy, zawsze jest niczym gwóźdź powoli wbijany do ucha, następnie wyciągany i ponownie umieszczany w kanale słuchowym przy pomocy belki pełnej drzazg raniących naszą twarz.
WIELKA DEBATA
WIELKIE UCIECZKI
W debacie udział wzięli:
- dr Karol Nawrocki wspierany i popierany przez Prawo i Sprawiedliwość, rzekomo kandydat obywatelski;
- dr Sławomir Mentzen upełnomocniony w atmosferze wewnątrzpartyjnego skandalu i nie umiejący odpowiedzieć, dlaczego warto na niego głosować;
- Szymon Hołownia - zaprzeczający sobie raz po raz kandydat Trzeciej Drogi, marszałek;
- Adrian Zandberg - komunista z krwi i kości opowiadający się za równością płci i niepodzielnie prezesujący partii Razem;
- Grzegorz Braun - niezłomny poseł z Konfederacji Korony Polskiej, angażujący w tych wyborach i narażający na ataki swoją żonę oraz małe dzieci;
- Marek Jakubiak - z Wolnych Republikanów udający człowieka wyższych sfer;
- prof. Joanna Senyszynowa - obecna na scenie politycznej od wielu dekad nienawidząca żołnierzy wyklętych i troszcząca się o klimat;
- Krzysztof Stanowski - punktujący pozostałych kandydatów zwolennik wolności z wyjątkiem covidowych czasów, który nie współczuł śmierci niezaszczepionym;
- dr Artur Bartoszewicz - inny covidowy zamordysta wygłaszający sprzeczne poglądy, który popularność sobie kupił, wykupując youtubowe wywiady;
- Marek Woch - z Bezpartyjnych Samorządowców, w 2024 roku popierający prezesa Janusza Korwin-Mikkego.
Udziału odmówili tęczowy Rafał Trzaskowski z Koalicji Obywatelskiej znany z tego, że kazał ściągać krzyże w warszawskich urzędach, po czym twierdził, iż wcale nie, do niedawna dumny Europejczyk, na czas wyborów patriota nie pragnący być kojarzony z sześciokolorową flagą oraz Magdalena Biejatówna, kochająca postępowość, transport publiczny i ... wymieniająca Frankfurt jako państwo rozpoczynające się na literę F.
Debata trwała trzy godziny. Podczas transmisji, jak i po niej pojawiło się wiele artykułów. Przez najbliższe dni w Internecie będą krążyły filmowe urywki, memy, analizy, komentarze, a każde ze stronnictw oznajmi, że to ich kandydat wygrał debatę,
Dołącz do Komentujących
Blog Łukasza Kopczyka, na którym prezentuje analizy oraz komentarze, czyli ostro i wyraziście, ale przede wszystkim konserwatywnie.
Żadnego spamu!
Obejrzałem ten demokratyczny spektakl w całości, wynotowałem ważniejsze wypowiedzi, gafy, pomyłki. Robię to dla Was, żebyście nie musieli narażać się na krwawiące uszy z powodu pani redaktor Gójskiej, a także pragnąc podkreślić i zakreślić najważniejsze momenty pojedynku mniej lub bardziej błyskotliwych, częstokroć sprzedajnych z niewielkimi wyjątkami, kandydatów na urząd prezydenta. Oto pełna relacja z debaty prezydenckiej roku 2025 – z cytatami, opisami, analizą i komentarzem.
Lawirowanie red. Gójskiej
... po raz pierwszy
Pierwsze pytanie zostało skierowane do kandydata Grzegorza Brauna. Zanim jednak rozpoczęła debatę, nim red. Gójska przywitała uczestników demokratycznej hucpy, zapragnęła udowodnić, iż nie nadaje się do prowadzenia programów wyborczych.
Pomimo wielu dekad stażu u red. Gójskiej dostrzec można było poddenerwowanie, podniesiony głos wydobywany z gardła, nie zaś z przepony oraz liczne powtórzenia, choć jak mniemam - wielokrotnie przygotowywała się, recytując przywitanie oraz reklamowanie, ponieważ widać, że przypominała sobie, co miała powiedzieć, a że pamięć szwankowała, w użyciu pojawiło się "czy też" lub "czy" wprowadzające zbędną wariantowość synonimiczną.
Redaktor Gójska z jakichś pozornie nie wyjaśnionych powodów przemilczała nazwisko p. Rafała Trzaskowskiego, kiedy zaprezentowała listę dotychczasowych debat, chcąc zaznaczyć, że to jednak debaty nie były i że pierwszą debatę studyjną zorganizowała Telewizja Republika.
Te tłumaczenia z tej prostej przyczyny, ażeby nikt jej kłamstwa nie zarzucił. Kłamcy i lawiranci zawsze świadomie wprowadzają uszczegółowienie, bo dzięki temu zdejmują z siebie odium, lecz tylko we własnym mniemaniu i widzów Telewizji Republika.
Tak więc dowiedzieliśmy się, że była debata plenerowa... Tu nastąpiła próba dewaluacji poprzez improwizowane dookreślenie jej wiecową. Następnie red. Gójska przywołała debatę organizowaną przez Telewizję Polską w likwidacji, aczkolwiek i w tym przypadku po tym, jak wygłosiła w zgodzie ze sobą, iż mieliśmy do czynienia z debatą, dopowiedziała informując o spotkaniu zorganizowanym "przez sztab wyborczy jednego z kandydatów".
Nie wymieniła z nazwiska p. Trzaskowskiego z ostrożności procesowej w trybie wyborczym. Tenże pokaz uczciwości rezydentki Domu Wolnego Słowa oczywiście w pierwszej minucie programu.

Pierwsza debata studyjna w tej kampanii wyborczej, bo pierwszą debatę plenerową czy też wiecową zorganizowała Telewizja Republika na Rynku w Końskich. Później była debata czy spotkanie organizowane przez sztab jednego z kandydatów, a teraz debata Telewizji Republika już w naszym studio telewizyjnym. Raz jeszcze bardzo serdecznie Państwa witam.
Posła do parlamentu organizacji unijnej, Grzegorza Brauna, zapytała:

No więc zaczynamy! Pierwsze pytanie dotyczy kwestii bezpieczeństwa i brzmi (...)
Przygotujcie się. Okazało się, że redaktor Gójska jest tak bardzo zestresowana, iż z rozpędu ponownie wplotła do zdania "czy" i wyszło, że pyta o to, czy prezydent to zwierzchnik sił zbrojnych... Poprawiła się...

Czy prezydent to... Prezydent to zwierzchnik sił zbrojnych. W jaki sposób wykorzysta pani, pan wynikające z tej roli uprawnienia do zwiększenia bezpieczeństwa Polski w obliczu zagrożenia militarnego, przed którym stoi nasz kraj? Jako pierwszy w tej rundzie odpowiada pan Grzegorz Braun. Bardzo proszę, czas start!
Grzegorz Braun
atakuje...
Grzegorz Braun zrobił dosłownie to, czego i ja bym dokonał w tych okolicznościach. Zachował się bardzo uczciwie! Zasady to podstawa!

Zanim odpowiem na to pytanie, chciałbym jednak odnieść się do tej dekoracji, którą tutaj Państwo zainstalowaliście. To jest słabe, pani redaktor.
W miejscu przypisanym Rafałowi Trzaskowskiemu ustawiono tekturową postać nieobecnego prezydenta Warszawy przedstawiającą go z niefortunną miną.

Zza kamery dało się wtenczas usłyszeć posła Marka Jakubiaka bez żadnego wstydu przyznającego:

To był mój pomysł.
Braun odrzekł:

Kochany, szanowny pośle Marku, to słabe. Taki dobór podobizny jednego z pretendentów. Każdy fotoedytor potrafi znaleźć podobiznę każdego z nas tutaj obecnych. Być może nie taką, która jemu samemu najbardziej by się podobała. Dalej nie widzę tutaj Pana Maciaka, który również jest zarejestrowanym kandydatem w tych wyborach. I jestem tu gościem, nie gospodarzem, podporządkowuję się konwencji, która została podyktowana.
Czas upływał, aczkolwiek poseł Braun nie zakończył wywodu. Kontynuował:

W ramach tej konwencji nie wolno nam się na wizji przywitać ze sobą, bo mogłoby to być odnotowane jako fakt wykluczający z debaty. Podporządkowuję się tym zasadom, ale zwracam uwagę, że coś tu nie gra, szanowni państwo. I nawet nie wiem, czy Pan Prezes Nawrocki cieszy się z tego, że przyjdzie mu stać tutaj ponad godzinę obok tekturowej podobizny jednego z pretendentów.
Tuż przed końcem Braun sprawnie i składnie odpowiedział na zadane pytanie:

A odpowiedź na pytanie brzmi: nie poślę Polaków na wojnę ukraińską. Znormalizuje stosunki z wszystkimi sąsiadami na wschodzie i na zachodzie tak, aby Polacy byli bezpieczni.
Po fenomenalnym wejściu Grzegorza Brauna red. Katarzyna Gójka zaczęła się tłumaczyć.

Szanowni państwo, winna jestem państwu informacje. Ta postać z tektury, którą państwo widzą w naszym studio, nie jest naszym pomysłem i nie my odpowiadamy za to, że tutaj stanęła. Również nie jest prawdą, iż Państwo nie mogli się przywitać, boby to zostało potraktowane jako przekroczenie zasad i byłoby ukarane wykluczeniem z debaty. To również nie jest prawda.
To niebywale interesujące, że gospodarze studia nie odpowiadają za to, co w studiu się dzieje. W przypadku drugiego zarzutu, to Braun stwierdził, iż przywitanie się mogłoby skutkować, a nie że skutkowałoby. Pozostali kandydaci pomimo zapewnień red. Gójskiej nie podjęli próby pozdrowienia kontrkandydatów. Nie mieli nawet na to czasu. Tak więc zapewnienia red. Gójskiej wydają niewątpliwie wątpliwe.
Drugim odpowiadającym na to samo pytanie był Sławomir Mentzen zajmujący stanowisko obok Grzegorza Brauna. Rechot losu, jak się na to patrzy. Tak pragnął wyrzucenia Brauna z Konfederacji, teraz zaś obok niego grzecznie stał.
Robotyczna wypowiedź Mentzena
Przeanalizujmy wypowiedź dra Sławomira Mentzena, na wstępie analizy zwracam Waszą uwagę na gestykulację księgowego z Torunia. Jest powtarzalna, rytmiczna, wyznaczająca tempo wypowiadanych słów, jakby Mentzen recytował wcześniej wyuczone formułki. W wystąpieniach internetowych z łokciami dociśniętymi do tułowia macha śmiesznie łapkami symetrycznie kilkukrotnie, następnie powtarza wybijanie rytmu prawą ręką, po czym wraca do symetrycznej, drętwej gestykulacji nijak pasującej do wygłaszanych przez niego fraz.
Tym razem nieco inną obrał strategię i to prawa ręka wybijała tempo, obie zaś ręce odgrywały rolę przerywnika i przełącznika kolejnej regułki, które Mentzen potrafi łączyć gorzej niż sztuczna inteligencja, co prowadzi do szeregu powtórzeń słów oraz całych zbitek wyrazowych.
Doktor z Torunia używa mało metafor, nie posługuje się prawie językiem obrazowym, a używane zwroty to zasługa wyuczonego tekstu, nie zaś kreacji umysłu podczas mówienia. Poniższa wypowiedź służąca nam tu niejako za przykład opiera się na powtarzanych faktach, danych i nazwach własnych.
Wygłaszane zdania są krótkie, zwięzłe, częstokroć podzielone przecinkami, co świadczy o wspomnianym recytowaniu kolejnych części złożonej z wyuczonych segmentów regułek. Występują ciągi zdań złożonych współrzędnie najczęściej zaczynane od "i", co wpisuje się w wybijanie rytmu prawą ręką lub oburącz. I jedno, i drugie, i trzecie, i czwarte, i piąte...
Mentzen skupia się na szczegółach, bezproblematycznie przywołuje nazwiska, dane techniczne. Powtarza wielokrotnie te same informacje, co sami możecie zaobserwować w poniższym cytacie. Identyczne frazy ukazują jego sztywność językową.
Chociaż teraz mamy do czynienia z transkrypcją, to również i w zapisie tekstowym możemy zaobserwować brak modulacji emocjonalnej. Metoda formułowania wypowiedzi pozostaje wyraźnie mechaniczna, nie odwołuje się nasz księgowy do emocyj innych ludzi, co w retoryce jest wręcz wskazane i mógłby nauczyć się kilkudziesięciu formuł, aczkolwiek ostatecznie plan okazałby się daremny, gdyż należy jeszcze wiedzieć, co i jak wygłosić, ażeby słuchaczy zachwycić bądź zmrozić.
Dlatego posługuje się on językiem literalnym pozbawionym metafor, błyskotliwych niuansów, za to przepełniona licznymi powtórzeniami.

Przede wszystkim zadbam o polskie bezpieczeństwo poprzez brak zgody na wysłanie polskich żołnierzy na Ukrainę. Bez zgody prezydenta nie da się na szczęście wysłać żołnierzy na Ukrainę. Jeżeli będę prezydentem, żaden polski żołnierz nie trafi na Ukrainę, żaden polski żołnierz nie zginie za Donbass albo Krym. I trzeba tak rzeczywiście zadbać o większą zdolność polskiego wojska do obrony naszych granic, bo w tym momencie niestety nie wygląda to dobrze. Mamy zapasów amunicji zaledwie na kilka dni wojny. Od lat nie powstała w Polsce nowa fabryka amunicji. A rocznie produkujemy tyle amunicji artyleryjskiej, ile Ukraina zużywa w zaledwie trzy dni obrony. Wygląda to bardzo źle. Polscy żołnierze skarżą się, że oprócz amunicji nie mają też podstawowego sprzętu, nie mają butów, namiotów, śpiworów. Ostatnio generał Dariusz Łukowski, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, dostał pytanie: "a ile Polska by się broniła, gdyby napadła nas Rosja? I odpowiedział na to pytanie: "tydzień albo dwa z powodu marnego poziomu zapasów". I niestety doprowadzili do tego ludzie, którzy rządzą Polską przez ostatnie lata. W szczególności winny jest obecny rząd, który nic w tej sprawie nie zrobił. Mamy ustawę dotyczącą produkcji broni i amunicji, która sprawia, że w praktyce nie da się postawić w Polsce nowej fabryki amunicji. I to tłumaczy to, dlaczego pomimo tego, że już mamy ponad trzy lata wojny, w Polsce nie powstała żadna nowa fabryka amunicji i tę ustawę trzeba zmienić. I ten rząd niestety w ogóle tego nie robi, bo to jest bardzo zły rząd. Dlatego jeżeli państwo nie chcecie, żeby Tusk miał całą władzę, jeżeli nie chcecie, żeby wygrał Trzaskowski, to głosujcie na mnie, bo według wszystkich badań wynika, że mam największe szanse na wygranie z Trzaskowskim w drugiej turze.
Karol Nawrocki
Polki i Polacy...
Karol Nawrocki, zapewne znając pytania, spokojnie recytował, wtrącając jednocześnie dopowiedzenia. Zaczął sztywno, gestykulacja nie dopasowana do wypowiedzi. Próbuje, ale nie potrafi zgrać artykułowanych słów z wymachiwaniem rękoma. Dostrzegalne wyraźnie próba naśladownictwa prezydenta Andrzeja Dudy nie tylko w gestach, lecz i w mimice.
Kandydat Nawrocki już na samym wstępie skłamał. Kłamcy mają to do siebie, że starają się ubiegać możliwe oskarżenia, które roją się w ich umysłach, stąd pan Nawrocki powtarzając za red. Gójską, postanowił przekonać publiczność, że każdy sztab miał wpływ na wygląd debaty. Nie uwzględnił nie zaproszonego p. Maciaka. Brak uczciwość w przedbiegach zwiastuje takież samo postępowanie podczas prezydentury. To skreśla Karola Nawrockiego w moich oczach. Jednak jeśli o mnie się rozchodzi, to nie toleruję kłamców, ale jeśli wy lubicie, to - rzecz jasna - taki kandydat zaspokoi wasze oczekiwania bycia okłamywanymi.

Dobry wieczór! Chciałem podziękować Telewizji Republika za przygotowanie tej debaty w cywilizowanych, demokratycznych warunkach, w takich, w których każdy sztab miał wpływ na to, jak będzie wyglądać także ta debata. Ta debata, tak bezpieczeństwo informacyjne jest także częścią bezpieczeństwa państwa polskiego.
Kandydat obywatelski Nawrocki złożył też deklarację, że będzie dbał o TV Republikę.

Jako prezydent państwa polskiego będę dbał i o Dom Wolnego Słowa i o wolność w polskich mediach.
Nawrocki posługuje się nowomową. Już nie Polacy, a Polki i Polacy. Zapewnił o wypowiedzeniu paktu migracyjnego, gdy żaden pakt nie był potrzebny, ażeby partia, która go wspiera, wpuszczała do polski dziesiątki tysięcy pigmentododatnich imigrantów.

Dzisiaj największym wyzwaniem dla bezpieczeństwa Polek i Polaków jest nie tylko wschodnia, ale też zachodnia granica państwa polskiego, która jest nieszczelna. Jako prezydent państwa polskiego będę dążył do jednostronnego wypowiedzenia paktu migracyjnego (...).
Zapowiedział powołanie urzędu do spraw walki z nielegalną migracją, nie wspominając już, że nielegalni imigranci stają się legalni, gdy złożą wniosek o azyl.

(...) i powołam też urząd do spraw walki z nielegalną migracją. My dziś potrzebujemy ośrodków deportacji nielegalnych migrantów, a nie ośrodków integracji nielegalnych migrantów.
Nie obyło się również bez złożenia hołdu dbającym o pokój na świecie Stanom Zjednoczonym. Pan Nawrocki wspomniał o "bilateralnej relacji" z USA, lecz jak do tej pory Polska pod rządami PiS-u pełniła rolę wiernego psa nie domagającego się choćby o pęto niejakościowej kiełbasy.

W kontekście międzynarodowym będę wzmacniał pozycję Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim i bilateralną relację ze Stanami Zjednoczonymi.
Tematowi ukraińskiemu poświęcił mniej uwagi niż wstępnemu zapewnieniu o trosce, którą otoczy TV Republikę. O NATO również napomknął, czyli standardowa śpiewka.

Także nie wyślę wojsk polskich na Ukrainę.
Zakończył zapewnieniem:

Polska ze mną będzie bezpieczna.
Adrian Zandberg
zadba o polski przemysł
Pan Adrian Zandberg rzeczowo podszedł do tematu i jego wystąpienie z pewnością zostało dobrze przyjęte przez pracowników przemysłowych. Zaczął błyskotliwie stwierdzeniem, z którym każdy się zgodzi. Retorycznie bardzo dobre rozpoczęcie. Naturalne, swobodne i chociaż sprawiał wrażenie zmęczonego, to może to działać na jego korzyść, ponieważ poprzez spokój, lekkie zmęczenie, pokazał odbiorcom, że on wie, o czym mówi, że chce zająć się tym, czym należy i nie zamierza udawać generała.

Drodzy Państwo, politycy nie powinni udawać generałów, a generałowie lepiej, żeby nie odgrywali roli polityków. Gdzie jak gdzie, ale w Polsce wiemy to aż za dobrze.
Pan Zandberg podobnie jak wielu polityków, w tym i Lech Wałęsa, zaczyna zdanie od "ja", gdy wiadomo, że on, a nie ktoś inny, zwłaszcza kiedy odmienia czasownik w pierwszej liczbie pojedynczej. Niewielu zwróci na to uwagę, aczkolwiek "ja..." powtórzone wiele razy budzi zazwyczaj u ludzi niechęć, ponieważ są oni wyczuleni na przechwałki, a z tym przede wszystkim jest kojarzone "ja zrobię to, ja chciałbym, ja będę...".

Ja chciałbym, żeby prezydent Rzeczpospolitej, ale też inni politycy w ramach cywilnego nadzoru nad wojskiem, zadbali o to, żeby w końcu Polska rozbudowała swoje zdolności przemysłowe, bo to od nich zależą nasze zdolności ogromne.
To kolejny fragment wypowiedzi Adriana Zandberga, z którym zgodzi się każdy i który przemawia do każdego. Jestem przekonany, że p. Zandberg trafił w trakcie tej debaty do wielu Polaków mających dość PiS-u i PO/KO.
Posługując się przykładem Ukrainy ponownie stanął w opozycji do pozostałych stawiających na NATO i USA.

Doświadczenie naszego wschodniego sąsiada Ukrainy pokazuje, jak złudne bywa liczenie na to, że nawet bliscy sojusznicy będą zaopatrywać zawsze w to, czego kraj potrzebuje do tego, żeby móc się bronić.
Zandberg retorycznie jest niebywale sprawny. Używa pierwszej liczby mnogiej, odwołuje się do dobrobytu i bezpieczeństwa zarazem. Dla wielu wyborców okaże się najsensowniejszym kandydatem. Zgrabne powtórzenia wyuczonej najpewniej przemowy, aczkolwiek wygłoszonej naturalnie, bez spięcia i zadęcia.

Mówiliśmy już tutaj o amunicji, ale sprawa jest często dużo bardziej trywialna. My zaniedbaliśmy nasz przemysł chemiczny, nie produkujemy podstawowych substancji chemicznych, których potrzeba do produkcji amunicji. Dbamy naprawdę w złym stanie nasz przemysł stalowy. Od niego także zależy nasza zdolność do obrony, od niego także zależy nasza odporność.
Zamiast uderzać w jednego kandydata, na wstępie odniósł się bezosobowo do partyj politycznych, nie wymieniając nawet ich nazw. Warto dostrzegać takowe niuanse. Adrian Zandberg widocznie patrzy w przyszłość, nie chce zniechęcać potencjalnych wyborców, którzy słysząc o PiS bądź PO, reagują niczym byk na czerwoną płachtę,

Wreszcie, drodzy państwo, to naprawdę jest wspólna odpowiedzialność i tej partii, która rządzi dzisiaj wraz ze swoimi sojusznikami, i tych, którzy rządzili wcześniej, że przez te wszystkie lata nie postawiliśmy na nogi ani produkcji amunicji, ani wyposażenia osobistego żołnierzy.
Swoją odpowiedź zwieńczył tym, nad czym rozwodził się w rozlicznych powtórzeniach Mentzen, ale tu możecie dostrzec różnicę, jak można umiejętnie powiedzieć to samo, odwołując się jednocześnie do emocyj ludzi.

To jest wstyd, że polscy żołnierze kupują sobie sami buty. To jest wstyd, że polscy żołnierze muszą sami sobie sprawdzać kompasy z internetu, bo polskie państwo nie umiały o nich zadbać.
Krzysztof Stanowski
czyta książkę
Krzysztof Stanowski błaznował. Chciał być śmieszny, jednakże lepiej mógł wykorzystać przyznany czas, osiągając zamierzoną chęć ośmieszenia Rafała Trzaskowskiego.

Drodzy Państwo, już podczas poprzedniej debaty ubolewałem, że nie byliśmy w komplecie. Dzisiaj też bardzo żałuję, że nie ma z nami przede wszystkim pana Rafała Trzaskowskiego. Korzystając z okazji, że on jest kandydatem poważnym, ja niepoważnym, to bardzo chętnie chciałbym mu oddać swój głos. Chciałbym, żeby to jego słowa wybrzmiały, a nie moje. Ktoś zapyta, jak to możliwe? No, jest to możliwe, bo pan Rafał napisał fantastyczną, wybitną wręcz książkę. Potrzebujemy zwierzchnika sił zbrojnych, który jest odważny. I dla mnie w tym momencie wybór jest oczywisty.
Po tym wstępie odczytał fragment książki Rafała Trzaskowskiego, w którym autor opisując nurkowanie w różnych miejscach przywoływał historyjki z rekinami oraz innymi rybami, stwierdzając że się bał i najlepiej w tamtych okolicznościach było się oddalić. Stanowski - jeśliby przeczytał wyłącznie ostatnie zdanie - dogryzłby Trzaskowskiemu, potęgując efekt poprzez postawienie książki na pulpicie, przy którym powinien ośmieszać się wspomniany wybitny pisarz.
Marek Woch
o tym, kto rządzi w czasie wojny
Pan Marek Woch przypomniał rzeczowo, że prezydent Polski oficjalnie będąc zwierzchnikiem sił zbrojnych w czasie wojny niewiele może, bo wówczas rządzi szef sztabu generalnego.

Ja przypominam, że od 2022 roku jest ustawa o obronie ojczyzny. To jest w ogóle jakiś sichot, a przepisy stanowią o wojnie. I teraz proszę Państwa, otóż prezydent w czasie wojny, on tak naprawdę już niczym nie będzie zarządzał, bo szef sztabu generalnego Wojska Polskiego staje się naczelnym wodzem. I teraz nie będziemy mieli takich obrazków jak prezydent Ukrainy, że będzie jeździł po stolicach innych narodów, żeby zdobywać pieniądze na ten sprzęt, na to wojsko. Myśmy zdecydowali, kto ma zarządzać w czasie kryzysu wojny, czego ja nie życzę narodowi polskiemu.
Artur Bartoszewicz
chce odpowiedzialności społeczeństwa
Dr Artur Bartoszewicz w swojej wypowiedzi podkreślał, że Polska nie jest gotowa do obrony – ani armia, ani społeczeństwo. Winą obarczył kolejne rządy z ostatnich 30 lat, ale nie przedstawił żadnych konkretnych rozwiązań. W odróżnieniu od swoich internetowych wystąpień, był ospały, mało przekonujący i wypowiadał się bez wyraźnej pewności.
Zakończył życzeniowo, zdania rozpoczynając od "ja chcę". Na uwagę zasługuje jednakże ostatnie pragnienie dra Bartoszewicza. Opowiada się on za tym, aby całe społeczeńśtwo ponosiło ryzyko z obronnością Polski. Ciężko stwierdzić, co mogą oznaczać słowa Bartoszewicza, ale znając jego covidowy zamordyzm i wypraszanie z wykładów niezaszczepionych studentów, nie wróżą nic dobrego.

Ja chcę, żeby Polska miała lotniskowiec. Ja chcę, żeby w Polsce było sześć łodzi podwodnych. Ja chcę, żeby całe społeczeństwo było gotowe do przyjęcia ryzyka związanego z obroną.
Szymon Hołownia
emocjonalnie jak zawsze
W swojej wypowiedzi Szymon Hołownia odwołał się do emocyj, rozpoczynając od osobistego wątku swojej żony będącej pilotem wojskowym.

Moja żona właśnie teraz, kiedy mówię te słowa, jest w powietrzu broniąc granic Rzeczpospolitej Polskiej. Kocham Cię, Uleńko, i mam nadzieję, że dzisiaj bezpiecznie wrócisz do domu, do naszych dziewczynek i do mnie.
W swojej wypowiedzi Hołownia odwołał się do emocyj, rozpoczynając od osobistego wątku swojej żony-pilotki wojskowej. Zapewniał o sile polskiej armii, zaprzeczał jej rzekomej bezradności i deklarował ambitne plany uczynienia Polski globalnym eksporterem broni oraz modernizacji Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Zakończył wypowiedź jednoznacznym potępieniem dyktatorów i deklaracją, że prawdziwy patriota nie podaje im ręki.

[Polska] na pewno nie potrzebuje już więcej nikogo, kto będzie miał wątpliwości, czy Putin jest dobry, czy zły, bo tyranom i dyktatorom nie wolno podawać ręki.
Wystąpienie marszałka sejmu miało charakter bardziej emocjonalny niż merytoryczny – zamiast konkretów w zakresie strategii bezpieczeństwa, Hołownia postawił na symboliczne gesty, górnolotne deklaracje i patriotyczną retorykę. Obietnice dotyczące pozycji Polski w światowym przemyśle zbrojeniowym były przesadnie ambitne i niepoparte żadnymi danymi ani realnym planem. W kontekście debaty prezydenckiej jego wypowiedź brzmiała raczej jak wystąpienie kampanijne niż odpowiedź na konkretne wyzwania w zakresie obronności państwa.
prof. Joanna Senyszyn
wojny nie będzie
Wypowiedź prof. Senyszynowej miała charakter bardziej akademicki i abstrakcyjny niż praktyczno-strategiczny. Zaczęła od poprawnego, choć uproszczonego opisu roli prezydenta jako zwierzchnika Sił Zbrojnych „poprzez ministra”, co formalnie nie oddaje pełni konstytucyjnej roli głowy państwa. Kluczowym elementem wypowiedzi było przekonanie, że wojny nie będzie, a więc nie ma potrzeby zwiększania wydatków obronnych do 5% PKB

Nie będzie wojny, w związku z tym nie musimy się jej obawiać.
W kontekście aktualnych realiów geopolitycznych, stwierdzenie “wojny nie będzie” brzmi naiwnie i jest oderwane od rzeczywistości, zwłaszcza w debacie o bezpieczeństwie państwa. Propozycja cięć w budżecie obronnym bez wskazania, jak utrzymać gotowość operacyjną, osłabiła wiarygodność jej stanowiska. Niestety wystąpienie prof. Seneszynowej miało więcej wspólnego z manifestem politycznym niż z odpowiedzią godną kandydata na najwyższy urząd w państwie w czasie kryzysu bezpieczeństwa.
Marek Jakubiak
retorycznie ekspresyjny, merytorycznie pusty
Ekspresyjny Marek Jakubiak zaczął od ustosunkowania się do uwagi Grzegorza Brauna. Nie wykazał się przy tym błyskotliwością. Uzasadniając swoje prostackie postępowanie, które zaakceptowała Telewizja Republika, wykorzystał tę okazję do ataku politycznego na nieobecnego kandydata.

Najpierw odpowiem panu posłowi Grzegorzowi Braunowi. Otóż w tekturowym państwie Donalda Tuska, tekturowy Rafał Trzaskowski, no jakby pasuje. Ten obrazek mi pasuje. To, że jego tutaj nie ma, to jest potwarz dla ludzi, milionów ludzi, którzy dzisiaj nas oglądają. Arogant postanowił, że dzisiaj, jako przedstawiciel największej partii, nie weźmie udziału w debacie, dlatego że nie weźmie. Bo pan, bo ja, bo tu wszyscy są niegodni pana Rafała Trzaskowskiego. Ale powiadam, zabiorę go zaraz, żeby pan nie musiał w tę twarz patrzeć. Ja rozumiem, że z tego wynika pańskie niezadowolenie.
Początek wypowiedzi Marka Jakubiaka jest wyraźnie konfrontacyjny – pełen emocyj, osobistych przytyków i ostrych uwag typowych raczej dla wiecu wyborczego niż debaty prezydenckiej.
Zwroty takie jak „tekturowy Trzaskowski” czy „arogant” podważyły powagę przekazu i nadały jego wystąpieniu agresywny, populistyczny wydźwięk, który mógł zniechęcić wyborców oczekujących rzeczowej dyskusji.

Jako prezydent obiecuję, że konstytuantę powołamy dosłownie w pierwszych trzech miesiącach i zaczniemy pracować nad nową konstytucją, gdzie właśnie prezydent będzie miał bezpośredni nadzór nad Ministerstwem Obrony Narodowej.
Pan Jakubiak słusznie zauważył ograniczone kompetencje prezydenta w obecnym modelu konstytucyjnym, ale nie przedstawił żadnych konkretnych rozwiązań poza ogólną zapowiedzią „konstytuanty”.
Nie poruszył zagadnień związanych z obronnością, stanem armii, sytuacją geopolityczną. Mogliśmy usłyszeć hasłowe frazy, między innymi: "bezpieczeństwo ponad wszystko”, „dostęp do broni”, „szkolenie”.
Może ktoś stwierdzić, że nie było czasu na rozwinięcie jakiejkolwiek kwestii, lecz p. Jakubiak na własne życzenie stracił czas antenowy na polityczne wycieczki i osobiste komentarze, zamiast wykorzystać go do przekonującego przedstawienia swojej wizji bezpieczeństwa.
Deklaracje o przystąpieniu do prac nad zmianą konstytucji w ciągu trzech miesięcy brzmiały nierealistycznie i demagogicznie – bez żadnego planu, jak miałoby to się odbyć w obecnym układzie politycznym.
Reasumując, wiecowe wystąpienie opozycjonisty, a nie przemyślana deklaracja kandydata na głowę państwa.
Odpowiedź na pierwsze pytanie została zdominowana przez emocje i ataki personalne, nie wnosiła wartościowej treści na temat bezpieczeństwa państwa. Deklaracje konstytucyjne bez szczegółów brzmiały niczym populistyczne hasła, brak konkretnych analiz i rozwiązań ujawnił zaś słabość zaplecza koncepcyjnego.
Pan Marek Jakubiak lubi mówić, krzyczeć, oburzać się i wzruszać, jednakże nic za tym nie idzie. Intelektualnie bardzo słabo. Pana Jakubiaka stać na więcej, lecz postanowił robić za pisowską przybudówkę, bo mu tak dobrze. Partyjna służalczość co prawda może skutkować napełnieniem kiesy, aczkolwiek przy tym zawsze pociąga za sobą intelektualne zubożenie. Zdaje się, że to Pan Marek Jakubiak jest tekturową ozdobą prezesa Jarosława Kaczyńskiego.
ZAKOŃCZENIE
z zapowiedzią kontynuacji
Kto wygrał debatę? To zależy.
Jeśli patrzeć medialnie – zwyciężyli ci, których fragmenty wystąpień trafią na TikToka: krótko, wyraźnie, emocjonalnie, najlepiej z gestem, śmieszną miną albo dramatyczną pauzą.
Retorycznie – tryumfował Grzegorz Braun. Zaskoczył, zaatakował, wykorzystał czas, zachował się jak człowiek z zasadami, a nie figurant systemu. Jako jedyny nie wszedł w rolę potulnego uczestnika programu, lecz od samego początku odrzucił konwencję nudnych, przewidywalnych pytań oraz recytowanych odpowiedzi. Braun obnażył iluzję i małość wielu osób przebywających w tym czasie w studiu.
Punktując manipulację, pokazał, jak wygląda polityk, który jeszcze pamięta, że istnieje coś takiego jak zasady.
Merytorycznie – najwięcej konkretnych rozwiązań na początku debaty w odpowiedzi na pierwsze pytanie przedstawił Adrian Zandberg, choć z pozycji całkowicie obcej światopoglądowi konserwatywnemu. Tak, komunista pokonał liberalnych technokratów. Nie, to nie znaczy, że trzeba na niego głosować. Słuchać uważnie jak najbardziej.
Recytujący i machający łapkami Mentzen, wystukując sobie w powietrzu rytm wstukanych do jego mózgowego interfejsu frazesów wypadł gorzej od sztucznej inteligencji pierwszej generacji. Nawrocki zaś wyglądał jak podręcznikowy przykład sztucznej odwagi w garniturze od partii. Starał się nadal naśladować prezydenta Andrzeja Dudę, mówiąc i gestykulując. Zabrakło jednak u niego czegoś bardzo istotnego, mianowicie długopisu.
Co ze Stanowskim, Seneszynową i Hołownią?
Hm... Stanowski czytał książkę, Senyszyn czytała rzeczywistość po swojemu. Hołownia grał na czułych strunach, Jakubiak – na bębenku... tekturowym, nie zdając sobie sprawy, iż sam jest tekturową figurą, za którą stoi prezes z Żoliborza.
Zbyt mało było troski o prawdę. Zbyt dużo dbałości o własny wizerunek. Debata miała trwać trzy godziny, a została zapamiętana przez… karton.
TV Republika, choć zyskała na organizacji widowiska, nie zdołała ukryć bałaganu w studiu, niedopracowanego scenariusza i spiętej prowadzącej. Może i była to „pierwsza debata studyjna”, ale czy rzeczywiście była to debata prezydencka? Czy raczej trzygodzinny spektakl na miarę czasów, w których wszystko musi być „contentem”?
Polityka stała się spektaklem, a wyborca – widzem.
Widzem, który ma głośno klaskać lub buczeć, udostępniać memy i mieć złudzenie wpływu. Chociaż kartonowy Trzaskowski nic nie powiedział – to właśnie on pokazał, jak wygląda polityka bez treści. Niektórzy zapragnęli wygrać debatę, inni zawalczyć o prawdę, a pozostali– połasić się z wyborcą i do wyborcy.
Debata trwała trzy godziny. Jak sami widzicie, przywołanie, omówienie i skomentowanie odpowiedzi na pierwsze pytanie jest długie, a skoro długie, to i wymagające czasu oraz skupienia ode mnie oraz od Was podczas czytania.
Zachęcam do subskrypcji newslettera, bo jeśli wstukacie swój adres e-mail, to już niebawem otrzymacie zachwycającą niespodziankę.
Rozpocznij dyskusję
Komentowanie dostępne tylko dla subskrybentów. Dołącz do społeczności.
Zarejestruj się